Czasami bujamy się w innych klimatach niż rockowe.
Kiedyś na vivie widziałem występujących ATCQ i ogromnie mi się spodobali, zresztą bez przechwalania i wywyższania się, zawsze jakoś podobał mi się hip hop przemyślany – ATCQ, The Roots, Outkast, Kendrick Lamar. Nie chcę pisać, że inny hiphop jest mniej inteligentny, ale wśród tych artystów jakoś czuję więcej duszy. Jest tu dużo jazzu, dużo walki o ważne sprawy społeczne, dużo mądrości.
Album, który miał być wielkim powrotem trójki z ATCQ – niestety służba Phife’a skończyła się tuż przed tworzeniem albumu, album powstał na szczęście – podziękowanie i obietnica dalszej walki.
Cały ten album jest głosem sprzeciwu przeciwko obecnemu rządzącemu szefowi USA, a sam tytuł też mógłby być podziękowaniem Barackowi Obamie i zapewnieniem, że trzeba działać, a nie stać i obserwować otaczające zło.
Sam album poznałem przez genialny numer dwa na płycie We the people. To walka, czuć klimat sprzeciwu, a sam refren to sparafrazowane rasistowskie teksty podsumowujące działalność Agenta ORANGE. Ten kawałek widziałem podczas występu w SNL gdzie akurat gościem był komik Dave Chapelle tak bardzo powiązany ze składem ATCQ.
Cały ten album to mocny komentarz polityczny, a lista gości, którzy wspierają skład jest niesamowita. Od Busta Rhymesa (The Donald z genialnym solóweczkami Jacka White pod koniec ), przez Kendricka (Conrad Tokyo), Kanye (który pojawia się tylko by pośpiewać w The Killing Season), Andre 3000 który robi nam w numerze Kids klimat iście outkastowy.
Busta Rhymes i Elton John w jednym kawałku, który współtworzył Jack White – to niesamowite połączenie słychać w Solid Wall of Sound – no phones allowed, it’s gonna get loud!
Dis Generation ma niesamowity flow, taki cudowny klimat, świetne gitary i odniesienia do NBA. No i Busta Rhymes znowu, którego zawsze uwielbiałem, jego głos jakiś grubszy, cięższy, ale wciąż oryginalny i łatwo rozpoznawalny.
Album rozpoczyna się cudownie – od razu wiadomo, kto to jest – The Space Program ma ponadto świetny teledysk kto zliczy wszystkich, którzy tam występują i dla, których ten powrót po 18 latach był ważny i potrzebny.
Cały ten album jest podróżą przez świat hiphopu, jazzu, stanów zjednoczonych, przez świat pełen miłości i muzyki – coś pięknego gdy z mocnego gitarowego hiphopu Melatoninprzechodzimy do ociekającego erotyzmem Enough!!.
Tak piękny album w obliczu utraty przyjaciela i członka składu, który odszedł tak niespodziewanie przed wydaniem. Jemu poświęcony jest cały numer Lost Somebody – „no more cryin, he’s in sunshine, He’s alright now, see his wings”. Numer kończy się nagle – symbolika.
Phife pojawia się na tym albumie, zachowały się ścieżki z jego materiałem, jego spuścizna jest wszechobecna na całym albumie. Niesamowite jak różnorakim stylem potrafił rapować. Wystarczy porównać jego flow w Whateva will be, Black Spasmodic – facet miał talent.
Movin Backwards to przede wszystkim popis Paak Andersonaa – ja przyznam, że go nie znałem i to właśnie plemię mi go przedstawiło, a to oznacza jedno – warto się z nim zapoznać.
Busta szaleje w Mobius! – przypomniał mi jak bardzo go uwielbiałem i chyba muszę dorwać gdzieś na winylu jego When disaster strikes…
Ego to cały popis Q-Tipa, pojawia się krótka solóweczka Jack White – ogólnie ponuro i poważnie – ale wracają odczucia hip hopu z przełomu lat 90/00.
Genialny album prawdziwych artystów, nie czuć tu powrotu dla samego powrotu i skoku na kasę – to był naprawdę potrzebny album, tak by wyrazić sprzeciw, wyrazić ból po stracie. Prawdziwi artyści nie potrafią siedzieć cicho w takich czasach.
Jestem pewny, że pominąłem bardzo wielu artystów, znanych w kręgach hiphopu, pominąłem ważne wątki, ale za każdym razem jak odpalam ten winyl i biorę do ręki teksty odkrywam coś nowego – polecam, album cudo, album ważny.